Kynokultura

Pies w kulturze i nauce

Nie ma efektów bez zmian – nieco gorzka prawda o wychowaniu psów

Praca z psem

Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać innych rezultatów.

 

To zdanie jest przypisywane Albertowi Einsteinowi i idealnie pasuje do świata psiarzy. Rozmowy ze znajomymi właścicielami psów często przywodzą mi to powiedzenie na myśl.
Ile razy to słyszeliście?
-Mój pies jest taki głupi, nie przychodzi na wołanie i ucieka!
-Ale nagradzasz go po przyjściu?
-On nie lubi smakołyków na spacerze!
-To może go przegłodź trochę albo bierz lepsze – kiełbasę, wątróbkę?
-Ale nie będę sobie kieszeni brudzić.
-No, ale lubi piłkę, może nagradzaj za przyjście piłką?
-To nie przyniesie!
-Więc weź dwie, jak złapie jedną, to rzuć drugą…
-Nie mam rano czasu!
-To może kup linkę albo taśmę treningową, żeby psa nie uczyć, że może zwiewać?
-W życiu, zaplączą mu się łapy i sobie zrobi krzywdę!

Taka wymiana zdań zwykle kończy się wyrażeniem nadziei, że pies w końcu zmądrzeje.

 

Prawodpodobnie nie. Może po prostu się zestarzeje, zachoruje na stawy, może mu się z wiekiem znudzi uciekanie właścicielowi, ale problem nigdy nie zostanie rozwiązany, a kontakt opiekuna i psa będzie zawsze pozostawiał wiele do życzenia. Co ciekawe, właściciele psów często wyrażają żal, że ich pies nie jest taki jak nasz, że nie zna tylu komend, że się tak nie słucha… Ale gdy tylko (zachwyceni jako opiekunowie Tego Mądrego Psa) zaczynamy opowiadać, jak pracować z psem, by osiągnąć takie porozumienie – rozmówca macha ręką. On i tak się nie nauczy, jest głupi, jest huskym/beaglem/spanielem/inną rasą znaną lub nieznaną z nieposłuszeństwa, jest ze schroniska… Wymówek jest mnóstwo.

 

Problemy z psem

Hera uwielbia kraść ciuchy z plecaka – a ja nie mam serca, żeby ją tego oduczyć, bo jest wtedy taka słodka!

 

I łapię się na tym sama! Nie tylko odnośnie psów. Narzekam na coś, co mnie uwiera, ale gdy ktoś podaje mi rozsądne rozwiązanie – znajduję powód, by go nie zastosować. Być może dlatego, że wcale mi to tak bardzo nie przeszkadza i nie mam motywacji, by coś zmienić? Albo wcale nie oczekuję rady czy pomocy, po prostu chcę sobie ponarzekać? A może szukam zaprzeczenia i aprobaty, słów nie jest tak źle, nie martw się, masz super psa? Lub wszystkie te powody naraz… Nie zmienia to faktu, że takie postawienie sprawy frustruje rozmówcę. To chce, żeby jej pomóc, czy nie?!

 

Samo narzekanie nie przyniesie żadnego efektu, jeżeli nic nie zmienimy. Musimy włożyć trochę (a czasem całkiem dużo!) pracy, energii i czasu w zmianę, żeby zobaczyć pozytywne rezultaty. Jeśli chcemy mieć więcej czasu dla psa rano i go wybiegać, żeby nam nie roznosił domu, musimy wstać wcześniej. Jeżeli czterołap faktycznie ma w nosie smakołyki – trzeba przemyśleć, co lubi najbardziej i ruszyć do sklepu albo wytrzymać jego błagalny wzrok, gdy nie damy mu przed treningiem pełnej michy. Musimy dokonać zmiany, by efekt naszych działań był inny… a zmiana kosztuje. Nie ma innej drogi!

 

Warto więc przyjrzeć się rzeczom, na które często narzekamy, i powiedzieć sobie szczerze – na ile jesteśmy zmotywowani, by coś zmienić w tej kwestii? Czy naprawdę tak bardzo nas to denerwuje, że jesteśmy gotowi coś poświęcić – czas, energię, pieniądze – na zmianę? Pójść na szkolenie, jeśli pies się nie słucha. Zadzwonić do behawiorysty, jeśli mamy problem i nie umiemy go rozwiązać. Zapisać się do klubu sportowego lub brać psa na przejażdżki rowerowe, bo zwierzaka roznosi energia. I tak dalej.
Jeśli uznamy, że nie, wyszukujemy wymówki lub naprawdę nie mamy możliwości – zaakceptujmy to, co jest. Uznajmy, że nie możemy tego zmienić i nie warto się tym przejmować i zadręczać innych. Być może tak naprawdę nie przeszkadza nam to, że pies ciągnie na smyczy, tylko nam głupio przed innymi psiarzami? Warto sprawdzić, na ile problem jest nasz, a na ile jest narzucony przez inne osoby. Zazwyczaj, gdy motywacja nie jest wewnętrzna, wszelkie zmiany spalają na panewce. Lepiej popracować nad czymś, co jest nam bliskie i ważne, i w co jesteśmy w stanie włożyć całe serce.

 

Praca z psem

Lenie z nas – wolimy spokojny spacer od treningu obedience!


 

Przykład? Ja zaakceptowałam fakt, że nie mam motywacji do ćwiczenia obedience, choć mam możliwości i moi znajomi sprawdzają się w tym sporcie z sukcesami. Mnie on jednak nudzi, moje psy też nie są jego fanami, a ja zupełnie nie mam ochoty wykorzystywać wszelkich możliwych środków, by je zachęcić. Pewnie ktoś inny znalazłby wyszukane metody nagradzania i motywowania, żeby psy wręcz paliły się do ćwiczeń. Ja jednak wolę trening sztuczek, podstawowego posłuszeństwa, a potem długi spacer po łąkach. Uznałam, że wolę swoją energię włożyć w trening różnorodnych komend i przydatnych na co dzień umiejętności – typu otwierania szafek, podnoszenia rękawiczek, szukania zgubionych zabawek. Wcześniej miałam poczucie, że powinnam trenować obi i jęczałam, że psy nie takie, że czasu brak, że daleko…

 

Pewnie też macie takie swoje małe wyrzuty sumienia, rzeczy, które was uwierają, ale nie macie motywacji, by coś z nimi zrobić. Przypomnijcie sobie tych irytujących właścicieli, którzy na każdą radę znajdują wymówkę i wyrzućcie z tej listy to, co nie jest wasze lub z czym w najbliższym czasie na pewno się nie zmierzycie i postarajcie się nie przejmować tym więcej. Odbije się to pozytywnie na Waszej relacji z psem! A tym narzekającym opiekunom przypomnijcie pewne mądre zdanie pewnego bardzo mądrego człowieka…

Informacje

Wpis opublikowany 8 marca, 2016 przez w Okiem psa, Psie sporty, Z życia wzięte and tagged , , , , , .