Zacznijmy może od kultury. Nie tej wysokiej jednak, ale troszkę niższej… Osobistej. I tym razem nie psiarzy, ale ludzi, z którymi właściciele psów spotykają się na co dzień.
Socjologia wprowadziła do obiegu ładne pojęcie „uprzejmej nieuwagi” (civil inattention), które zostało stworzone przez Ervina Goffmana. Za Tomaszem Słabczyńskim ze strony academia.edu: „Nie jest to zwykłe niezwracanie uwagi na obecność drugiej osoby, lecz polega ona tym, aby nie wykonywać żadnego gestu, który mógłby zostać odebrany jako wtargnięcie w jej przestrzeń prywatną”. Myślę, że to właśnie uprzejma nieuwaga jest tym, czego brakuje psiarzom podczas spacerów z ich pupilami. Szczególnie, jeśli psów jest więcej bądź zwracają uwagę wyglądem czy wielkością. Zasada ta będzie dotyczyła kogoś o twarzy zdradzającej chorobę, dziewczynę ubraną w nietypowy sposób, wyróżniających się ludzi lub posiadających nieznane nam przedmioty… Nie zaczepimy ich, choć będziemy się przyglądać z ukosa. Psów to nie dotyczy. Są uznawane za dobro publiczne, które można oceniać, komentować, dotykać, wołać. Właścicielowi się to nie podoba? A tam, czy to ważne…
Życie ze stadem psów wymaga sporej odporności na zainteresowanie ze strony obcych ludzi. Na spacerze, szczególnie odbywanym w sobotnie czy niedzielne popołudnia, zainteresowanie nietypowym widokiem osoby z kilkoma psami osiąga ogromne wręcz rozmiary. Zdarzyło mi się naliczyć kilkadziesiąt komentarzy w ciągu jednej przechadzki. Od „jakie ładnie i dobrze wychowane pieski” przez „a po co pani tyle psów?” po „ja bym je utopił albo zastrzelił”. Co zabawne, w pewnym momencie przestaje mieć znaczenie, czy komentarz jest pozytywny czy negatywny… Chcemy mieć spokój. Oczywiście, że stadko psów jest zauważalne i nie ma co się łudzić, że ludzie przejdą obok niego obojętnie, szczególnie gdy ich przechadzka po parku nie należy do najciekawszych zajęć. Jednak jakby tak zauważyć, pokiwać głową, pomyśleć swoje i nie otwierać ust? Skomentować cicho między sobą, tak, by właściciel nie słyszał? Zastosować zasadę uprzejmej nieuwagi, gdy widoczne jest, że zarówno właściciel, jak i zwierzaki, nie są zainteresowani zawieraniem bliższej znajomości?
Nasza sforka jest żywym liczydłem. Policzeni zostaliśmy wiele razy, a liczba moich psów waha się od trzech do sześciu. Za każdym razem, gdy ktoś trafi i zakrzyknie „cztery psy!” odpowiadam „gratuluję, umie pan liczyć!”. Dzieci, zachęcane przez rodziców, liczą nas częściej, nieraz jednak trafiają się dorośli dumnie popisujący się znajomością podstaw matematyki. Czasem nawet z balkonu albo auta.
Jesteśmy też obszczekiwani. Przez starszych panów, chłopaków w pubie, dzieci z wózków. Pomyślałby kto, cały naród umie szczekać, i to jak! Nieraz lepiej niż moje speszone tą sytuacją psy.
Balsamem dla mojej duszy była sytuacja, kiedy dziewczynka wskazała mamie na mnie i wołała „ta pani ma tyle piesków!”, a jej mama odpowiedziała „kochanie, ale nie wolno pokazywać na ludzi palcem”. Właśnie. Za tymi pieskami też jest człowiek, który niezbyt komfortowo czuje się jako cyrk: obszczekiwany, liczony, na którego woła się z okna czy balkonu, zaczepia i zatrzymuje. Nie mówiąc o zwierzakach, które też nie lubią takich dziwacznych reakcji dwunożnych istot, na które są nauczone nie zwracać uwagi. Apeluję o stosowanie zasady uprzejmej nieuwagi także w stosunku do psów i ich właścicieli, a jeśli mamy ochotę zagaić, rzucić tylko: „przepraszam, można?”.