„Puszczę mojego, to się pobawią!” – ile razy słyszałam to zdanie na spacerach z psami? Bardzo często właściciele psów uznają, że skoro moje zwierzaki zgadzają się ze sobą, to nie dość, że polubią się także z ich psem, ale też na pewno będą się z nim szaleńczo ganiać i podgryzać. Jak to psy. Bywałam też na spotkaniach psiarzy, na których pies, który się nie bawił z innymi czworonogami, był uznany za dziwnego lub aspołecznego. Więc jak to jest z tą zabawą? Czy każdy normalny pies powinien się bawić z innymi?
Zabawa – definicja
Opieram się głównie na własnych doświadczeniach, a także na różnych „mądrych księgach”, jak to mawiał mój wykładowca chemii. Definicja zabawy według Alexandry Horowitz to „dobrowolna czynność, w skład której wchodzą przesadne, powtarzające się zachowania, rozciągnięte lub skrócone w czasie, różniące się dynamiką i w nietypowych połączeniach”. Według niej „zabawa ma również wszelkie cechy pozytywnej społecznej interakcji: koordynację, zmienną inicjatywę i w razie potrzeby dostosowywanie się do poziomu partnera”. Brzmi pięknie i utwierdza w nas w przekonaniu, że zabawa jest dobra, a pies nieskory do zabawy – niedostosowany do życia w psim społeczeństwie.
Wiek ma znaczenie
Myślenie, że normalny pies chce się bawić, cechuje często właścicieli młodych psów, którzy po raz pierwszy w świadomy sposób prowadzą pupila. Wcześniej może i nawet miewali jakieś psiaki, ale na ich zachowanie mało kto zwracał uwagę. Teraz, uzbrojeni w wiedzę dzięki psim przedszkolom, klubom sportowym i szkoleniom, uważają zabawę za jeden z punktów programu psich spotkań. Oczywiście, to spore uogólnienie, ale osobiście zauważyłam taką tendencję. Tymczasem rzut oka na zachowanie psa przez całe jego życie, od szczenięctwa przez dorosłość po starość, uświadamia, że najchętniej bawią się młode psy. Im młodszy zwierzak, tym chętniej bawi się wszystkim i ze wszystkimi. Spotkany na spacerze obcy pies? Nie ma sprawy! Znam cię pięć minut, ale cię uwielbiam i chcę się bawić. To nieraz czas, kiedy właściciel wyrywa sobie włosy z głowy, żeby pies wybrał jego ponad psiego kumpla. I często to się nie udaje, bo zabawa jest najlepszą aktywnością na świecie!
Czas mija i nasz pies się starzeje. Do głosu zaczynają dochodzić hormony – szczególnie te płciowe. Pies nierzadko do wieku 3 lat jest szalonym rozrabiaką i prowodyrem zabaw, by później stać się osobnikiem nieco bardziej gburowatym. To zdarzyło się wszystkim moim psom. Do dziś pamiętam szalone zabawy Frotka ze szczeniakami, które tymczasowałam. Czego oni nie wyprawiali! A jaki Fro był słodki, gdy przychodził do szczeniaka z węzełkiem i delikatnie zachęcał go do przeciągania się! Ostatni maluch na DT uświadomił mi boleśnie, że Frotka też ugryzł ząb czasu. Nie był zupełnie zainteresowany opieką nad szczeniakiem, wręcz unikał młodego i chował się w niedostępnych maluchowi pokojach. Pałeczkę przejęła Hera, najmłodsza dziewczyna, która postanowiła szczeniaka poniańczyć, choć też z pewną dozą rezerwy. Lusia i Chibi zasiadały na fotelach i obserwowały berbecia z niesmakiem godnym księżniczek. Nie tylko Frotek się postarzał (i został ochrzczony „zgredzikiem”). Starsze dziewczyny bawią się o wiele rzadziej niż kiedyś, a już na pewno nie podejmują zabawy z obcymi psami. Także i Hera, która ma już 4,5 roku, zachowuje wobec innych psów o wiele większy dystans.
Czy to znaczy, że psy z wiekiem przestają się bawić? Oczywiście – nie. Znam psy, które mimo poważnego wieku kochają zabawę. I znam też takie, które już za młodu stroniły od tego typu aktywności. Ale generalna zasada, którą zaobserwowałam, jest taka: z wiekiem grono psich przyjaciół zaczyna się kurczyć, a psy coraz mniej chętnie bawią się z obcymi psami. Moje burki najchętniej bawią się ze sobą. Potem są kumple, których znają od szczenięctwa. Na samym końcu są psy, które spotykają dość często, i które po pewnym czasie stają się ich znajomymi. Nigdy nie bawią się z psami spotkanymi po raz pierwszy. Żeby szaleć, muszą też być trochę znudzone siedzeniem w domu i nie mogą zobaczyć, że mam piłkę lub zabawkę. Inaczej nici z zabaw z psami, pańcia oferuje coś fajniejszego.
Psi kumple vs. właściciel
I tu nasuwa się kolejna kwestia – zabawa z psami kontra ćwiczenia z właścicielem. Co wybierze pies? Jak zawsze, zależy od zwierzaka. U mnie było tak, że młode psiaki częściej wybierały kontakt z innymi przedstawicielami swojego gatunku, co oczywiste. Jednak z czasem uczyły się, że zabawa i trening ze mną są dla nich bardziej interesujące. Wiedzą, że zawsze mogę im uciec i się schować, wyciągnąć smakołyk czy zabawkę lub zacząć różne ćwiczenia. Właściciele psów, którzy wchodzą na wybieg, gdy na nim jesteśmy, często są rozczarowani – liczyli, że ich zwierzak się wybiega z moimi, ale one traktują rozbawionego psiaka jak natrętną muchę, która im przeszkadza w zabawie z pańcią i treningu. Frotek wtedy łapie swoją piłkę i gada pod nosem coś w rodzaju „burwurburbur”, co zapewne znaczy „młodzieniaszek wlazł i mi przeszkadza, brak kultury, niewychowana młodzież!”.
Domyślam się jednak, że nawet starszy psiak, który nigdy nie bawi się i nie ćwiczy z właścicielem, a do tego nie jest wybiegany w inny sposób, będzie o wiele bardziej chętny do zabawy (albo bójki…) z obcymi psami niż pies, który swoją potrzebę aktywności realizuje w inny sposób.
Troje to już tłum
Z tego, co obserwuję na spotkaniach psiarzy i w swoim własnym stadzie, zabawa psów rozgrywa się zazwyczaj między dwoma osobnikami. Jeśli przyjrzymy się kotłowaninie większej ilości rozbawionych czterołapów, często możemy wyróżnić te osobniki, które faktycznie się bawią i resztę, która im przeszkadza. U mnie wygląda to zwykle zabawnie, bo bawi się Frotek z Herą. Za nimi biega Chibi w celu dorwania Frotka i robienia na nim „tych ruchów”. Za całym stadem lata najwolniejsza Luka, która próbuje ugryźć w zadek Chibi, bo ona w sumie nie chce się bawić z innymi, tylko z nią. Całkowity rozgardiasz, który często muszę przerywać, bo ekscytacja psów niebezpiecznie zbliża się do granicy konfliktu. Trudno powiedzieć, kto ma z tego najwięcej frajdy. Mina osób, które widzą ich szaleństwo – szczególnie, gdy Chibi dopadnie Frotka – jest bezcenna… Podejrzewam, że średnia suczka w ten sposób po pierwsze rozładowuje podniecenie wywołane zabawą, a po drugie, usiłuje sprowadzić białego do parteru na zasadzie „słuchaj się mnie i baw się ze mną”. W innych, przypadkowych stadach bawiących się psów zauważyłam też tendencję do wybierania sobie ofiary – psa, który ucieka. A reszta ma radochę z gonienia uciekiniera, dla którego ta zabawa przestaje być chyba przyjemna. Jeśli więc spotykamy się w większym psim gronie, zachowajmy czujność i zwróćmy uwagę, czy zabawa psiaków nie polega na dręczeniu jednego z nich.
Psie spotkania
Jak pisałam, moje psy nie bawią się z całkiem obcymi psami, do tego w dużym gronie, którego nie znają i wśród którego nie czują się pewnie. Czy więc w ogóle lubią psie spotkania? Bardzo! Wystarczy, że idziemy w stronę wybiegu lub polanki, na którym odbywa się „zjazd psów”, żeby wpadły w szał radości. Szczególnymi fanami tego typu spotkań są Frotek i Hera, które często w nich uczestniczą. Sam fakt, że mogą obwąchać i poznać inne psy, razem z nimi eksplorować teren i wzajemnie oznaczać trawkę i krzaczki, jest dla nich cenny. Starsze suczki nie są już tak entuzjastycznie nastawione – owszem, przywitajmy się, ale potem chodźmy dalej. Mogę to zrozumieć, bo obie są niewielkie i obecność wielu nieraz dużych psów jest dla nich dosyć przytłaczająca. Ja osobiście najbardziej lubię spotkania psiarzy, w które wpisany jest wspólny trening. Także i moje psy w gronie innych pracują najlepiej, zapewne przez skojarzenie ze szkoleniami, w którymi uczestniczyły. W takim przypadku łączymy przyjemne z pożytecznym: burki cieszą się poznawaniem nowych kumpli i witaniem ze znajomymi, a przy okazji uczą się pracy i opanowania przy innych psach. Wspólny spacer jest równie fajnym pomysłem, bo psy zajęte eksplorowaniem terenu, oswajają się z grupą wielu obcych cztetołapów. Najgorzej wypadają wszelkie spotkania, na których właściciele stoją i rozmawiają, a psiaki robią co chcą – zwykle kończy się to albo kłótnią między niektórymi znudzonymi psami albo zasadą „róbta co chceta”, czyli kopaniem dziur, ganianiem ptaków i tym podobnymi zajęciami, które są średnio wartościowe, jeżeli chodzi o socjalizację i wychowanie psa.
Podsumowanie
Psie zabawy są świetne. Uwielbiam oglądać bawiące się, ganiające i walczące na niby psy. Ich pasja, zaangażowanie, a przy tym kontrola emocji i wyraziste sygnały, są niesamowite i miłe dla oka. Jednak z wiekiem część psów zaczyna ograniczać zabawy do szaleństw tylko ze znajomymi psami lub nawet przestają się w ogóle interesować tą aktywnością. Należy to uszanować i nie pozwalać swojemu zwierzakowi zadręczać takiego „zrzędy” zaproszeniami i podgryzaniem. Co więcej, patrzenie krzywo na właścicieli, którzy przyprowadzają swoje niechętne do zabawy psiaki na spotkania jest nie fair. Ich psy mogą wymagać socjalizacji, potrzebują czasu, żeby się rozkręcić albo po prostu lubią te spotkania z innych względów niż zabawa. Jasne, że jeśli nasz pies zaczepi takiego psiaka to nic takiego – w końcu przychodząc na „psi zjazd” czy wspólny spacer liczymy się z takimi sytuacjami – ale jeśli tamten odpowie na to odwróceniem głowy czy warknięciem, to nic takiego. Moim zdaniem najlepiej organizować takie spotkania, które uwzględniają też wspólne trenowanie posłuszeństwa, ćwiczenie tropienia lub naukę sztuczek. Z drugiej strony, musimy bacznie obserwować swojego psa i jeśli widzimy, że zrobił się aspołeczny, psie zabawy i zaczepki go stresują, a większe grono czworonogów powoduje, że jest drażliwy i spięty, to rozważmy, czy warto go na takie negatywne emocje narażać. Czasem lepszy jest spacer w towarzystwie jednego znajomego psiaka niż stresujące spotkania w większym psim gronie. Nie każdy pies jest maniakiem zabaw, ale każdy powinien mieć możliwość bycia aktywnym w sposób najbardziej pasujący do jego osobowości i predyspozycji.