Psy tropią. To dla nas jest zupełnie oczywiste. Nieraz przecież możemy zauważyć, że nasz pupil łapie trop – jak szalony węszy przy ziemi, zaczyna chodzić zygzakiem i zupełnie pochłonięty zapachem nie zwraca uwagi na wołanie czy napinanie, a nawet szarpanie smyczy. Często bardziej nas to irytuje niż intryguje – nie mógłby iść normalnie i cieszyć się widokiem parku we mgle? Pies w takim momencie mógłby pomyśleć: co on się tak gapi, nie mógłby normalnie powęszyć? Nasze definicje tego, co jest warte uwagi, w tym przypadku trochę się rozmijają…
Ale jak to się dzieje, że pies tropi? W jaki sposób dowiaduje się, że stworzenie, które pozostawiło trop – czy to zając, sarna czy znajomy człowiek – poszło w danym kierunku, a nie dokładnie odwrotnie? Zapach, za którym podąża pies, prawdopodobnie (jeżeli chodzi o węszenie, wszystko jest „prawdopodobne”, a nie „na pewno” – z naszym słabym węchem możemy tak naprawdę tylko gdybać na temat świata zapachów) składa się z wielu komponentów. Martwe komórki naskórka, związki chemiczne wchodzące w skład potu i łoju, zależne od diety, stanu psychicznego czy fizycznego tworzą swoisty bukiet zapachowy, specyficzny dla konkretnego osobnika. Podlega on prostej zasadzie dyfuzji, co oznacza, że stężenie zapachu jest tym mniejsze, im dalej jest od istoty i tym większe, im jest bliżej niej. Możemy wyobrazić to sobie w formie stożka, na którego czubku jest poszukiwane przez psa zwierzę (czy w przypadku psów ratowniczych – człowiek). Pies natrafia na niewielką ilość cząsteczek zapachu i podążając za coraz większym jego stężeniem – coraz silniejszym aromatem – dochodzi do jego źródła. W miarę upływu czasu, molekuły ulegają zmianom – rozkładają się, rozpraszają, opadają czy unoszą… Zapewne wszystkie te przekształcenia bukietu zapachowego są dla psa istotnymi informacjami. Sprawy się komplikują wtedy, gdy wieje silny wiatr, tropione stworzenie przemierza teren o nierównej nawierzchni czy wpada do wody. Zachowanie zapachu w różnych warunkach trafnie ilustruje artykuł: http://psy-ratownicze.eu/dzial.php?id=9&art=69. O tych zasadach warto pamiętać, bawiąc się z pupilem w różne zabawy węchowe. Obserwowałam nieraz, jak silny wiatr zdmuchiwał zapach i pies zamiast iść po moim tropie, szedł razem z kierunkiem podmuchu – tak, jak zwiał on cząsteczki zapachowe.
Węszenie leży w psiej naturze, u podstaw jego zachowania – w końcu w naturze stanowiło o przeżyciu zwierzęcia. Wyczuwać jedzenie potrafi każdy pies, nawet taki, któremu do tropowca daleko. Z tego powodu ja osobiście nie jestem zwolenniczką używania smakołyków jako tego końcowego elementu, który pies ma znaleźć. „Zabawą węchową” określa się rzucenie psu w trawę smakołyków – pies wyszukuje je i zjada. Nie wydaje mi się, by wymagało to od niego dużego wysiłku – nasi pupile w końcu na co dzień znajdują różne pyszności w stylu starych kości i nie jesteśmy z tego powodu zbyt zachwyceni… Co innego nagradzanie psa smaczkiem za znalezienie i oznaczenie lub przyniesienie naszej rzeczy, a co innego szukanie pożywienia. Pewnie część Czytelników się ze mną nie zgodzi, ale dla mnie chowanie psu smakołyków mija się trochę z celem. Chcemy psa nauczyć szukać po konkretnym zapachu, a nie… jeść, prawda? Smakołyków jako motywatorów używa się w początkowych fazach uczenia psa, jak oznaczać znalezenie pojemnika lub miejsca o konkretnym aromacie. Jednak w dalszej części ćwiczeń zastępujemy zapach smakołyków tym, który chcemy, by pies oznaczał i nagradzamy dopiero jego znalezienie. Nie jest trudno znaleźć filmy instruktażowe, które objaśniają krok po kroku takie ćwiczenia. Bardzo klarowny jest ten:
Jako tropowy samouk, bawię się ze swoimi psami w poszukiwanie zabawki lub rękawiczki po zapachu na swój sposób – choć czytałam, że uczenie pupila tropienia zapachu przewodnika to zupełna amatorszczyzna! 😉 Niestety, zbyt wielu chętnych na chowanie czworonogom zabawek (lub siebie samego) w otoczeniu nie mam i uznałam, że dobra będzie choć taka stymulacja. Trop staram się zaczynać, gdy pies mnie nie widzi – jest zajęty czymś innym lub przypięty tak, że nie może obserwować, jak kładę ślad. Wybieram jakąś ścieżkę z kilkoma zakrętami, czasem pocieram ręce dla wzmocnienie zapachu lub dotykam czy trę ręką o jakiś wystający konar czy pieniek (zauważyłam, że w takich miejscach psy się zatrzymują na dłużej, jest to dla nich chyba swego rodzaju znacznik). Na końcu śladu kładę zabawkę, która mną pachnie. Wracam po łuku, omijając ułożony ślad. Wcześniej, żeby wzmocnić zapach, szłam taką ścieżką drugi raz, kładąc jakby podwójny trop – a potem wracałam łukiem od drugiej strony. Teraz wystarcza jednorazowe przejście ścieżką. Następnie prowadzę psiaka w okolice początku tropu, podaję rękę do powąchania – choć chyba już niepotrzebnie, bo wiedzą, po jakim zapachu tropić – i puszczam, wołając „szukaj!”. Nauczyłam psy przynoszenia mi odnalezionej zabawki, którą potem rzucam do aportu lub szarpię się – to pewna imitacja prawdziwego tropienia, na końcu którego w końcu jest zazwyczaj pogoń. Wcześniej nagradzałam przyniesienie zdobyczy po prostu smakołykiem, ale to spowalniało psy – w końcu nie musiały się spieszyć, przyniosły zabawkę powoli i nagroda była i tak… Gdy spodziewają się zabawy i szaleństwa, przynoszą znalezioną rzecz o wiele szybciej!
Taka zabawa wygląda mniej więcej tak:
Możliwości są o wiele większe, gdy na spacer z psem wybierają się dwie osoby. Jedna z nich może się schować, podczas gdy druga zajmuje psa zabawą – a następnie kończy ją i mówi: „gdzie jest X? Szukaj X!”. Gdy pies wywęszy i znajdzie schowanego człowieka, największą nagrodą będzie jego ucieczka (czyli pogoń) i szarpanie zabawką (złapanie zdobyczy). W końcu ciągle bazujemy na psim łańcuchu łowieckim, który każe psu tropić, gonić i łapać zdobycz. Taki spacer wymęczy psa o wiele bardziej niż zwykła przechadzka i nauczy go, że powinien zwracać baczną uwagę na właściciela – bo przecież on czasem znika!
Sposobów na wykorzystanie psiego węchu jest pełno: od naszych własnych, prostych zabaw węchowych po tropienie sportowe i użytkowe, szkolenie psów do wyszukiwania określonych zapachów (materiałów wybuchowych czy narkotyków), a nawet wyczuwania komórek rakowych czy przewidywania ataków padaczki. Historia psiaka z filmu poniżej, który wyczuł u właścicielki raka, mimo że badania nie wykazywały, że guz jest złośliwy, jest tylko jednym z wielu przykładów na niesamowitą czułość psiego nosa. Aż żal tego nie wykorzystać – choćby ucząc naszego psa wyszukiwania zapachu herbaty w pudełku lub pachnących nami rękawiczek na spacerze. Nigdy nie wiadomo, kiedy jego czuły nos może się przydać.