Decyzja zapadła – nasz ukochany, kudłaty jedynak będzie miał towarzystwo lub chcemy do posiadanego stadka dołączyć nowego psiaka. Wybieramy odpowiedniego kumpla – szczeniaka lub dorosłego, tej samej lub innej płci – i oczywiście chwalimy się naszymi planami wszystkim znajomym. A że każdy chce mieć udział w naszym szczęściu, zostajemy zasypani wieloma radami, wśród których na pewno znajdzie się też ta: pamiętajcie, żeby nie ingerować w psie relacje, psy same sobie ustalą hierarchię! Zwykle, gdy to słyszę, włos jeży mi się na głowie. Mam trochę doświadczenia z wprowadzaniem nowych psów do stada ze względu na prowadzenie domu tymczasowego i pomysł z zostawieniem futrzaków samych sobie wydaje mi się dość odważny. By nie powiedzieć: lekkomyślny.
Kolejność dziobania w stadzie
Samo to przeświadczenie o ustalaniu hierarchii w stadzie ma źródło w „kochanej” przez wszystkich psiarzy teorii dominacji. Niby nikt w nią już nie wierzy i wszyscy zwalczają, ale pewne jej zaszłości wciąż są bezwiednie powtarzane i utrwalane przez właścicieli psów. Zakłada się, że w domu psy tworzą sztywną hierarchię, opartą na dominacji: mamy alfę, betę, omegę. Alfę musimy głaskać pierwszego, omegę karmić ostatniego, nie wolno nam zaburzać tej kolejności, bo psy się pogryzą. Gdyby tak faktycznie wyglądało życie sfory, to bym już dawno zwariowała, zastanawiając się, czy mogę głaskać Lukę, bo przecież obok jest Hera! John Bradshaw rozprawił się z twierdzeniem o hierarchii w stadzie psów w swojej książce „Zrozumieć psa”: Nie ma wielu dowodów świadczących o tym, że psy są jakoś szczególnie skoncentrowane na hierarchii, czy to w relacjach z innymi psami, czy to z właścicielami. Także u wilków nie ma tak sztywnej drabiny społecznej, bo ich sfory to grupy rodzinne, a rodzice mają status alfa ze względu na to, że… Są rodzicami właśnie. W stadzie nikt nie musi walczyć o swój status. O tym także wspomina Bradshaw: Ponieważ wilki i inne psowate tworzą struktury społeczne chętne do współpracy i to właśnie ich system społeczny był kluczowy dla procesu udomowienia, sugerowanie, iż udomowienie zastąpiło ten system współpracy strukturą opartą na dominacji, interesie własnym i agresji, byłoby czystym brakiem logiki. Autor udowadnia, że relacje psów są płynne, zależne od sytuacji. Zauważyłam to w swoim stadzie – Chibi uznaje Lukę za guru, Luka akceptuje wyższość Hery, Hera płaszczy się jak szczeniak na każde warknięcie Frotka, za to Frotek ustępuje zawsze Chibi. Niby to Hera jest najbardziej dominująca i charyzmatyczna w moim stadzie, ale wystarczy, że Frotek się na nią wydrze, żeby złapała za buta, biegała po domu i zawodziła, jakby ktoś jej ogon przypalił – taka to alfa. I taka jest właśnie ta sztywna hierarchia.
Miało być tak pięknie…
Co z tego wynika dla nas, świeżo upieczonych właścicieli dwóch lub kilku psów? Mianowicie to, że wprowadzenie nowego psa do stada i brak ingerencji w relacje zwierząt to loteria – jeśli mamy przyjaznego psa, a i drugi będzie bardziej łagodny niż skłonny do bójek, relacje faktycznie ułożą się dobrze. Ale wcale nie musi pójść tak gładko. Będziemy oczekiwać, że bójki i fruwające kłaki doprowadzą w końcu do ustalenia pewnej hierarchii, a w tym czasie nasze zwierzaki przeżywają wielki stres. Zazwyczaj psy w końcu jakoś się akceptują, ale nie zawsze – nieraz słyszę, jak to właściciel musi jednego psa wyprowadzać tak, by drugi go nie widział, bo się nienawidzą. To takie życie na tykającej bombie – wystarczy, że opiekun nie domknie drzwi, by doszło do kotłowaniny czy nawet tragedii… Wielu takim sytuacjom można zapobiec właśnie na samym początku. Ciężej jest, gdy nasz pies/psy to niewychodzące na spacery podwórkowe burki. Tutaj nietrudno o uznanie tego obcego za intruza, który narusza poczucie bezpieczeństwa rezydenta, co skutkuje złością lub nawet nienawiścią, którą trudno potem wygasić. A to właśnie wspólne spacery najbardziej scalają stado.
Zgrane stado w punktach
Mam swoje sposoby na zgrane stado – nie są zbyt wymyślne, niektóre wprowadzone intuicyjnie, inne „bo tak wyszło” i okazało się, że na dobre. Krótko i w punktach:
1. Zapoznanie się psów odbywa się na neutralnym terenie. Zwykle to nie jest od razu puszczenie psów do wąchania sobie zadków – najpierw idą równolegle, znaczą teren i wzajemnie te znaczenia wąchają, dopiero potem dochodzi do interakcji.
2. Nowego psa wprowadzam do stada po długim spacerze, do mieszkania czy na nasz teren nowy wchodzi jako pierwszy, żeby nie było sytuacji, że rezydent poczuje, że jest u siebie i musi wchodzącego za nim intruza pogonić.
3. Zabezpieczam jak najwięcej punktów zapalnych: z podłogi znikają gryzaki, zabawki, smakołyki, wydaję jedzenie o określonych porach i chowam po posiłku – miska z jedzeniem nigdy nie stoi pełna i dostępna przez cały czas. Woda oczywiście tak, moje psy jej nie bronią, ale trzeba mieć na względzie, że niektóre psy pilnują nawet miski z wodą.
4. Wszystkie psy muszą mieć swoje miejsce, do którego inny pies nie powinien podchodzić. Jeśli któryś z psów jest u siebie i denerwuje się, że ten drugi podchodzi – warczy czy nawet wyskakuje z zębami – to nie ingeruję. Chibi jest taka niedotykalska i im szybciej nowy pies się nauczy, że jak ona śpi to się nie podchodzi, tym lepiej.
5. Wszelkie inne bójki i kłótnie przerywam bezwzględnie – nie czekam, aż psy sobie ustalą same, kto dominuje. Pamiętam docieranie się Luki i Chibi: futro wtedy leciało często i gdyby nie moje ingerencje, obie suczki mogłyby się znienawidzić na dobre. Po ostrym przerwaniu bójki robię krótkie posłuszeństwo – siad, waruj, siad, łapa, obrót, siad, zostań… Psy wtedy zapominają, o co była ta bójka i nie wracają do urazy 😉
6. Szczególnie w początkowym okresie dbam o to, żeby psy były wybiegane, miały interesujące i męczące spacery, po których w domu tylko śpią. Najlepiej, jeśli razem mogą eksplorować nowe tereny, poznawać nowe psy i ludzi. Scala to je jako stado, poza tym odciąga uwagę rezydenta od tego, że „jest ze mną ten nowy pies” i zwyczajnie buduje pozytywne skojarzenie – spacer z tym nowym równa się fajna zabawa. A zmęczone i śpiące w domu psy mają mniej okazji do spięć.
7. Uważam na momenty ekscytacji. Do bójek dochodzi najczęściej nie wtedy, gdy jeden pies czegoś broni (drugi zwykle wtedy odpuszcza), ale gdy oba psy są czymś podniecone: wyjściem na spacer, ganianiem za właścicielem, zabawą ze sobą. Psy łatwo poddają się emocjom i łatwo przechodzą z radosnego podniecenia do zdenerwowania. Warto więc od początku uczyć psy, że na spacer czekają w pozycji waruj-zostań oraz zawiesić szaleńcze ganianki dookoła kanapy z naszym pierwowziętym psem do momentu, aż poznamy psie relacje i reakcję każdego na taką ekscytację.
8. Nie zniechęcam się trudnymi początkami. Są psy, które budują dobre relacje od razu – od pierwszej chwili kochają się i są nierozłączne. Ale większość wymaga czasu, a zwykle… Dużo czasu. W moim stadzie do utrwalenia pozytywnych skojarzeń i początkowej akceptacji nowego psa dochodziło po miesiącu-dwóch. Stado w nowym składzie było scalone i faktycznie uznawało siebie za rodzinę tak po pół roku. Ale do tego momentu, w którym jest teraz – gdy czekają na siebie nawzajem, są bardzo zgrane i praktycznie nigdy się nie kłócą – doszły po latach docierania się. Trudno mi nawet uchwycić ten moment – najbardziej kłótliwa Chibi dojrzała i się uspokoiła, Hera dorosła, Lusia się zestarzała… Codzienne długie spacery, przyjmowanie nowych „tymczasowych” psów do domu i częste działanie wielu stymulujących umysł bodźców (zabawy w szukanie przedmiotów, wypady w nowe miejsca, poznawanie różnych psów i ludzi) scaliło stado na dobre.
Posumowując
Myślę, że taki plan działania nie jest ani trudny do realizacji ani szczególnie zaskakujący. Jeśli mamy dobre relacje z naszym psem czy psami, kontrolujemy go/je za pomocą komend i poświęcimy trochę czasu na dobre zapoznanie z nowym pupilem i będziemy uważać na wymienione punkty zapalne, nie powinniśmy mieć problemu z dogadaniem się psów w stadzie. Sytuacja, gdy nasz pies rzuca się na drugiego, bo chcemy tamtego pogłaskać, jest nie do przyjęcia – i nie można tu zasłaniać się tym, że rezydent to „alfa”, a nowy to „beta”. Raczej oznacza to, że nasz pies traktuje nas jak zasób, który należy bronić przed intruzem, a to już wskazuje na pewne kłopoty z relacją opiekun-pies. Takie problemy najlepiej rozwiązywać pod okiem doświadczonego szkoleniowca lub behawiorysty. Z ich usług i porad warto skorzystać także wtedy, gdy nie jesteśmy pewni, czy sami podołamy połączeniu stada – inwestycja w dobry początek psich relacji zawsze się opłaca.