Pisałam już trochę o tym, jak sprawić, by stado psów było zgrane i nie dochodziło w nim do kłótni. Ale, ale… Po co w ogóle komu stado psów? Czy nie lepiej mieć jednego i o niego dbać, nie martwiąc się o międzypsie relacje?
Osobiście znam zarówno sporo zwolenników, jak i przeciwników posiadania wielu psów. Są takie osoby, które uważają, że posiadanie jednego psa – tak jak posiadanie jednego szczurka czy świnki morskiej – jest niedopuszczalne. Są też tacy, którzy uważają, że nawet dwa psy to już przesada, bo trudniej nad nimi zapanować i nie ma co z nimi zrobić w razie wyjazdu. Jak to wygląda z mojej perspektywy?
Plusy posiadania stada psów:
1. Obserwowanie interakcji w stadzie to świetne doświadczenie i niezła zabawa. Jeden pies dostarcza dużo radości, ale już dwa – to szczęście do kwadratu. Z każdym kolejnym psem jest jeszcze fajniej, bo relacje między psami są bardzo złożone i zależne od kontekstu. Oglądanie, jak jeden pies podkrada zabawkę drugiemu psu, zaczynają się nią przeciągać, zabawka spada… Podbiega trzeci pies i ją kradnie im obu – to lepsze niż serial!
2. Wybieganie psów jest, co tu dużo kryć, znacznie łatwiejsze. Nie mówię o rezygnowaniu z ćwiczeń, aportowania i zabaw z właścicielem. Ale jeśli je wszystkie połączymy dodatkowo z szaloną psią zabawą, to otrzymujemy psy pospacerowo padnięte ze zmęczenia – na długie godziny.
3. Zostawianie psów samych w domu nie powoduje takich wyrzutów sumienia. W końcu nie są same, mają siebie i w razie czego nie będą samotne. Oczywiście sprawa nie jest taka prosta, bo pies cierpiący na lęk separacyjny może niszczyć i wyć niezależnie od psiego kumpla. Jednak jeśli psy są nauczone zostawania w domu, to na pewno łatwiej jest nam, właścicielom, zamknąć drzwi i pójść do pracy, gdy wiemy, że nasi pupile są razem.
4. Możliwoć trenowania różnych sportów czy uczęszczania na różnorodne szkolenia jest większa, gdy mamy więcej psów o różnych predyspozycjach czy temperamencie. Jeden psiak się sprawdzi w rally-o, drugi to typowy długodystansowiec, trzeci najchętniej pójdzie do kiosku po gazetę i wróci do ciepłego wyrka. Do każdej aktywności znajdzie się czworonożny kompan.
5. Spacer, szkolenie i opanowanie większej ilości psów to spore wyzwanie. Często dopiero kolejny pies uświadamia nam, że nasze poprzednie psiaki wcale nie są aż tak posłuszne, jak nam się wydawało… Jeśli podpatrzą jakieś szalone zachowanie u tego „nowego”, chętnie zapomną o naszych naukach. Czy to plus? Tak, bo motywuje do pracy z psami. Z jednym spokojnym zwierzakiem łatwo jest spocząć na laurach, przy stadzie psów zawsze jest co robić.
6. W razie kontuzji jednego z naszych psów, zawsze znajdą się inni amatorzy spacerów. Inna sprawa, że ciężko nam zostawić tego obolałego psiaka samego i pójść z resztą na spacer, kiedy on tak tęsknie patrzy…
7. To zwyczajnie niewypowiedziana przyjemność – spacer z kilkoma ułożonymi psami. Kiedy psiaki się słuchają, idą tuż obok bez smyczy, reagują synchronicznie na komendy. Nawet nie chodzi o poczucie „jestem przewodnikiem psiego stada”, ale raczej „jesteśmy świetnym zespołem” – tego poczucia wspólnoty nie czuje się na spacerze z jednym czy dwoma psiakami.
I minusy, żeby było fair:
1. Wspólne spacery to jednocześnie przyjemność i ograniczenie. Tak naprawdę nie ma szans, by przy trzech-czterech psach móc pozwolić sobie często na oddzielne spacery w celach szkoleniowych czy socjalizacyjnych. Można próbować dzielić spacery – dziś idzie jeden pies osobno i pozostała trójka osobno, potem zmiana… Ale jest to uciążliwe i nie zawsze realne. Kiedy przychodzi praca, rodzina i mniej czasu, wiadome jest, że weźmiemy psy razem. I takie sytuacje zdarzają się częściej niż rzadziej – z indywidualnej pracy nici.
2. Koszty utrzymania stada psów są o wiele wyższe. Preparaty na pasożyty, szczepienia, karma, smakołyki, akcesoria… A do tego któryś pies zachoruje. Z jednym jedziemy na seminarium, z innym na zawody. To naprawdę może nadwyrężyć kieszeń.
3. Właśnie – seminaria, zawody, treningi, szkolenia, wystawy. Zwykle bierze się na nie jednego, góra dwa psy. A co z resztą? Dobrze, jeśli mamy kogoś, kto się zajmie pozostałymi pupilami w razie naszego wyjazdu. A jeśli nie? Trzeba nieźle kombinować, żeby być aktywnym członkiem sportowego klubu czy uczęszczać na szkolenia, a przy tym nie zaniedbać reszty stada.
4. Komentarze ludzi – są negatywne i pozytywne. Niektórzy psiarze zupełnie nie zwracają na nie uwagi. Ja jednak ich nie lubię, szczególnie tych pierwszych oczywiście. Ale jakiekolwiek zaczepki, ludzie szczekający na psy z balkonu, cmokanie, krzyk dzieci… Nie są przyjemne. Psy także ich nie lubią, choć moje podziwiam za cierpliwość – na pewno nie jest im łatwo znosić ludzi nachylających się nad nimi, nieraz machających im rękami przed nosem czy krzyczących obelgi. Jeśli ktoś mieszka w mieście i wie, że jego sąsiedzi nie kochają psów, to musi się zaopatrzyć albo w grubą skórę i obojętność wobec zaczepiaczy, albo w dobre słuchawki.
5. Wyjazdy na wakacje czy ferie, jak się można domyślić, także nie są takie proste. Mało hoteli, nawet tych psiolubnych, przyjmie nas ze stadem psów. Oddać sforę na wakacje do hotelu? Ogromny koszt. Znajomi niechętnie się zajmą taką ilością zwierząt z obawy – nieraz słusznej – że sobie nie poradzą. Można oczywiście próbować dzielić psy, wziąć dwa, dwa zostawić u kogoś. Jeśli ktoś, jak ja, posiada psiaki ewidentnie nie przepadające za podróżami i takie, które wyjeżdżają chętnie, to nie ma problemu – wiadomo, kto jedzie, a kto zostaje w dobrych rękach. Ale jeśli wszystkie kochają podróżować? Na pewno jest trudniej.
6. Opanowanie stada czworonogów nie jest proste i nie ma co się łudzić, że będzie zawsze kolorowo. Nieraz człowiekowi pozostaje rwanie włosów z głowy – tyle wkłada energii w ćwiczenia, zabawy, szkolenie, a one i tak wolą akurat razem zwiać i kopać dziurę. Wystarczy, że jeden psiak jest prowodyrem szalonego nieposłuszeństwa, by pozostałe – bardziej opanowane – stwierdziły nagle, że „raz kozie śmierć”… Jeśli to nieposłuszeństwo objawia się nieszkodliwymi wybrykami to pół biedy. Ale znam sfory psów, nad którymi właściciel nie panuje, a które razem przepuszczają atak na inne psy czy biegną za rowerzystami. O ile ktoś wyluzowany może znieść takie zachowanie u jednego obcego psa, widok trzech-czterech pędzących i kłapiących mord nie pozostawi obojętnym nawet największego luzaka. Jeśli więc ktoś jest świadomy, że nie umie być konsekwentnym i nie ma żyłki do szkolenia i „ogarniania” psów, lepiej niech nie decyduje się na więcej czworonogów.
Kwestia, czy plusy posiadania sfory psów, przeważają nad minusami – lub odwrotnie – jest bardzo indywidualna. Ja na pewno nie narzekam! Nauczyłam się wiele od każdego mojego psiaka, choćby tego, jakiego psa nigdy nie chcę mieć w przyszłości 😉 I wiem też, że dla mnie opytmalna liczba psów wynosi… Dwa. Dwa psiaki mogą się ze sobą pobawić, nie ma jeszcze problemu z wzięciem takiej ilości na wakacje czy do znajomych, jednocześnie nie są samotne w domu. Można raz na czas sprawić im indywidualne spacery czy oddzielne treningi lub szkolenia. Wydaje się więc, że to najlepsza ilość czterołapów, żeby zapewnić im towarzystwo, ale mimo to nie musieć podporządkować im całego życia.
Choć pewnie, gdy kiedyś zostanę z dwoma psami, zatęsknię jeszcze za spacerem wśród pól w towarzystwie sfory czworonogów. To jednak uzależnia!