Nic mu się nie stanie. Poczeka pięć, może dziesięć minut. Umie zostać sam. Nie będę przecież szedł specjalnie po bułki, skoro mogę je kupić, wracając z psem ze spaceru! Z takiego założenia wychodzi część właścicieli psów. Nieraz część bardziej świadoma, która na co dzień dba o swoje psy, zapewnia im długie spacery, dba o ich szkolenie i wychowanie. Czasem właśnie to, że ich pies jest dobrze zsocjalizowany i opanowany, jest dla nich wystarczającym wytłumaczeniem dla zostawiania psa pod sklepem. W końcu tyle czasu poświęcili, by pies nauczył się dobrych manier, na pewno nikogo nie ugryzie, a poza tym – nie przesadzajmy. Pies to nie dziecko. Może chwilę poczekać.
Zdarza się, że ktoś nagminnie zostawia psa pod sklepem i nigdy mu się nic nie stanie. Utwierdza to tylko właściciela w przekonaniu, że część nawiedzonych psiarzy histeryzuje, a tak naprawdę coś złego wydarza się bardzo, bardzo rzadko. Ja znajduję jednak wiele powodów, by psów nie przywiązywać pod różnego rodzaju lokalami. Nie zostawiać nawet na pięć minut. I niestety, za każdym z tym powodów stoi jakaś historia – nieraz smutna bądź drastyczna. Napiszę o nich ku przestrodze.
1. Ryzyko, że ktoś psa ukradnie. Jeśli masz beagle’a, labradora czy yorka, to ryzyko jest oczywiste. Mimo to, wciąż widzę rasowe, wypieszczone psy, które spędzają nawet pół godziny pod marketem. Okazja czyni złodzieja – nie musi w Twoim mieście istnieć wyspecjalizowana szajka, która dostarcza rasowce i psy w typie rasy do pseudohodowli. Nigdy nie wiesz, czy na Twojego psa nie połasi się jakiś pijaczek, który chętnie go sprzeda za kilka dych. A ktoś zwierzaka kupi, bo zlituje się nad biednym pieskiem, umęczonym w rękach jakiegoś bandziora.
Masz niezbyt urodziwego kundelka i myślisz, że jest bezpieczny? Niestety, tu moje doświadczenie bije na alarm. W moim mieście przetoczyła się kiedyś fala kradzieży psów spod sklepów. Były to zwykle małe kundelki, różnej maści, bez żadnej cechy wspólnej. Sprawa miała dwa wyjaśnienia, oba równie przerażające. Najpierw gruchnęła wieść, że psy są kradzione przez mieszkających w pustostanach bezdomnych, którzy zwyczajnie je zjadali. Drugie wyjaśnienie – że psy były traktowane jak worek treningowy dla psów używanych do walk, a tę obrzydliwą rozrywkę niestety wciąż się praktykuje w mojej okolicy. Do dziś nie wiem, która wersja jest prawdziwa – ale psy się nigdy nie znalazły. Znam za to osobę, która w owym czasie zostawiła kundelka pod sklepem, a którego właśnie ukradziono. Pies na szczęście wyśliznął się z szelek i wrócił do pani. Oboje byli roztrzęsieni. Mam tylko nadzieję, że ta historia właścicielkę czegoś nauczyła… I Was także.
Te historie nie są rzadkie:
http://rzeszow.tvp.pl/18550015/policja-szuka-skradzionego-spod-sklepu-psa
http://www.se.pl/wiadomosci/polska/warszawa-zlodzieje-ukradli-pyze-spod-sklepu_169796.html
http://www.epoznan.pl/index.php?section=news&subsection=news&id=23110
http://lazarz.pl/?id=2&nr=8036
http://www.gp24.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20111123/SLUPSK/231984611
(…)
2. Ryzyko, że nasz pies kogoś ugryzie. Oczywiście, nasz pies jest mega super hiper łagodny, kocha dzieci i obcych i w ogóle cud-miód i orzeszki. Problem w tym, że sytuacje mogą być skrajnie różne. Są dzieciaki, które będą w psa rzucać kamieniami dla rozrywki lub go drażnić do granic jego wytrzymałości. Ktoś zechce psa ukraść lub z głupoty odpiąć, a pies go ugryzie – i to my mamy kłopot. Lub nasz pies zobaczy swojego psiego wroga albo kota – skupi się całkowicie na celu swojej złości czy ekscytacji, napnie mięśnie, wpatrzony w obiekt… I właśnie wtedy na szyi zawiesi mu się trzyletnie dziecko.
Dokładnie takiej sytuacji byłam świadkiem – przywiązany pod sklepem owczarek wgapiał się wściekły w moje psy, napięty jak struna, zjeżony. A od tyłu… Skradała się kilkuletnia dziewczynka, z wyciągniętą ręką. Chciała pieska pogłaskać. Nie wiem i nie chcę wiedzieć, co by się stało, gdybym wtedy nie zareagowała krzykiem.
3. Ryzyko, że nasz pies zostanie zagryziony lub pogryziony. To się oczywiście wydaje nierealne – zostawiamy psa pod małym sklepem, w centrum miasta, na chodniku, skąd tam jakiś bezpański pies? Ano, nie musi być bezpański. Wystarczy jakiś młodzian z kompleksami, który naszego psa poszczuje swoim. Lub zupełnie nieszczęśliwy wypadek, gdy akurat komuś ucieknie agresywny pies… I akurat trafi na naszego. Mało prawdopodobne?
Tak myślała osoba z mojego miasta, która od 7 lat zostawiała sunię yorka pod małym marketem na głównej ulicy. Albo nie myślała wcale, po prostu poszła po chleb – jak zawsze. Gdy wyszła, zastała swoją yorczkę uduszoną jak kurę przez 50-kilogramową sukę w typie owczarka. Historia, która się za tym kryła, była banalna – suka, która przez lata „pilnowała” i dziczała na terenie zakładu przemysłowego, odkryła dziurę w płocie, powstałą na skutek robót drogowych. A że przez lata mordowała szczury, koty, łasice i tym podobne zwierzęta na dużym terenie rzeźni, małe psy traktowała jak zdobycz. Pech chciał, że poszła do centrum miasta, pech chciał, że natrafiła akurat na sunię yorczka, która nie miała żadnych szans na ucieczkę. Biały dzień, chodnik, wokół pełno ludzi. Ok, to zdarza się rzadko, ale jeśli zdarzy się akurat Tobie?
4. Ryzyko nabycia niepożądanych zachowań. W porównaniu z innymi, mrożącymi krew w żyłach scenariuszami, nie jest takie straszne. Ale jeśli naprawdę wkładamy w naszego psa tyle wysiłku i pracy, czy warto narażać go na stres i pozwolić na utrwalenie agresji czy strachu wobec pewnych obiektów, ludzi, psów? W ciągu pięciu minut, które pies spędzi pod sklepem, może zdarzyć się wszystko – ktoś go wystraszy lub kopnie, coś obok spadnie z hukiem, podbiegnie agresywny pies z bloku obok… Pamiętajmy, pies na smyczy nie może się wycofać, odsunąć, odskoczyć. Sytuacja, gdy spotka się z czymś przerażającym, przed czym nie może uciec, może odcisnąć niezłe piętno na jego psychice. A potem zdziwimy się, że rzuca się ze wściekłością na nastolatków, nie znosi czarnych labradorów itd., itp…
5. Ryzyko dostania mandatu. Przepisy w większości miast mówią o kontroli nad psem. Zwykle pies ma być wyprowadzany na smyczy lub w kagańcu, a właściciel musi mieć nad nim kontrolę. Niektórzy próbują przepis interpretować na swój barwny sposób – czyli puszczają psa po osiedlu luzem z namordnikiem na pyszczku albo właśnie przywiązują do płotu na smyczy. Nie zmienia to faktu, że pies nie jest wtedy pod ich kontrolą (bo nie ma ich przy nim, koniec kropka!) i nadal grozi im mandat. Możesz się kiedyś zdziwić, gdy wyjdziesz ze sklepu i zobaczysz przy swoim psie strażników miejskich… Będą czekać równie wiernie! 😉
Sprawa jest jasna. Zostawianie psa pod sklepem jest ryzykowne dla naszego psa – bo może zostać ukradziony, pobity, zagryziony, pogryziony, wystraszony lub okaleczony. Jest ryzykowne dla postronnych osób – bo przywiązany, zestresowany i pobudzony pies jest mniej przewidywalny, niż gdy jest z nami. Jest ryzykowne dla nas – bo narażamy się na straty emocjonalne i finansowe.
Przeciwko temu procederowi są osoby bojące się psów, rodzice, właściciele psów, przepisy, właściciele sklepów. Nie warto ryzykować dla 15 minut zaoszczędzonych na dodatkowym wyjściu na zakupy. A potwierdzą to szczególnie osoby, które teraz płaczą za swoim zagryzionym lub ukradzionym psem.