Moja fascynacja psami zaczęła się… Właściwie zawsze była, okąd pamiętam. Jednak czynnikiem, który ją rozwinął i utrwalił, były książki. Psi bohaterowie z powieści mojego dzieciństwa. Nieraz książki te utrwalały pewne stereotypy, które w późniejszym czasie okazywały się nieprawdziwe lub wręcz szkodliwe. Ale na pewno były fundamentem mojej psiej pasji, podwaliną wiedzy i chęci zdobywania informacji na temat czworonożnych kompanów. Co to za psiaki? To moja subiektywna lista, na pewno każdy może dopisać wiele innych psich postaci, które były dla niego częścią dzieciństwa.
Pół-pies, pół-wilk – Biały Kieł z powieści Jacka Londona
„Był inny niż jego siostry i bracia. Sierść ich zdradzała już rudawy odcień, odziedziczony po matce, on zaś maść wziął całkowicie po ojcu. Był jedynym szarym szczenięciem z tego miotu. Wdał się w wilczy ród – był kopią ojca, z tą tylko różnicą, że miał dwoje oczu.” (tłum. Anna Przedpełska-Trzeciakowska)
Mały wilczek pojawia się w trzecim rozdziale powieści i od początku zdobywa serce czytelnika. Dzielny, sprytny, zaradny, wierny ludzkim towarzyszom – a dodatkowo odepchnięty przez inne psy przez swoją „wilczą krew”. Trudno mu nie kibicować, nawet jeśli potrafi z zimną krwią mordować inne psy i walczyć z nimi w mało litościwy sposób. Hm, idealna lektura dla dzieci…
Ja na nią natrafiłam jeszcze zanim poszłam do podstawówki. Czytałam ją kilkadziesiąt razy, znam do dziś od deski do deski. Oczywiście, czerpanie z niej wiedzy na temat zachowania psów czy wilków mija się z celem, Biały Kieł kieruje się bardzo ludzkimi emocjami i motywami – zemstą, miłością, poczuciem niesprawiedliwości czy krzywdy. Także psy, które go odrzucają, bo ma w sobie krew wilka, czy człowiek, który go oswaja w błyskawicznym tempie tylko dlatego, że ma dobre serce – to elementy powieści, które komuś, kto szuka w książce realizmu, będą przeszkadzać.
Ale porzućmy sceptycyzm. Historia Białego Kła to romantyczna opowieść o harcie ducha i przyjaźni między psem i człowiekiem wśród surowego klimatu kanadyjskich lasów. Może przez szczególny sentyment nie umiem wytknąć tej powieści zbyt wielu wad… i pewnie nieraz do niej wrócę.
Zły pies szewca – Svipp z powieści „Dzieci z Bullerbyn” Astrid Lindgren
„(…) Svipp był najbardziej złym psem w całej gminie. Zawsze był uwiązany i (…) wyskakiwał jak szalony z budy i szczekał. Baliśmy się go tak bardzo, że nie mieliśmy odwagi przejść w pobliżu budy. (…) Był brudny i potargany, zawsze warczał i szczekał.” (tłum. Irena Wyszomirska)
Historia przemiany Svippa z groźnego psa łańcuchowego w przymilnego i łagodnego psa Ollego też ma w sobie element bajkowości, chociaż opis oswajania go przez chłopca nie brzmi całkiem nieprawdopodobnie. „Dzieci z Bullerbyn” były pierwszą przeczytaną przeze mnie książką (także kilkanaście, jeśli nie więcej, razy) i opis Svippa, który odprowadzał Ollego do szkoły, bardzo do mnie przemawiał. Kto by nie chciał oswoić złego psa i uczynić z niego najlepszego przyjaciela!
W tym przypadku Olle jest wzorem dla przyszłych prozwierzęcych społeczników, a jednoznaczne pokazanie, że trzymanie psa na łańcuchu jest złe, jest wielkim atutem książki. Cała powieść zresztą jest urokliwa – myślę, że do tego nikogo nie trzeba przekonywać. Svipp jako jej element bardzo utkwił mi w pamięci.
Najbardziej znany pies świata – inteligentna suczka collie z „Lassie, wróć!” Erica Knighta
„Wszyscy w osadzie Greenall Bridge znali Lassie, sukę Sama Carraclougha. Można nawet powiedzieć, że była tu najbardziej znanym psem (…). Po pierwsze – niemal każdy z tutejszych mieszkańców otwarcie przyznawał, że piękniejszego szkockiego owczarka nie widział na oczy, jak żyje. (…) Wszyscy jednak byli zgodni co do tego, że jeśli kiedykolwiek w Greenall Bridge wyhodowano piękniejszego collie niż trikolor Sama Carraclougha, to musiało być na długo przed ich urodzeniem.” (tłum. Anna Przedpełska-Trzeciakowska)
Lassie nie trzeba nikomu przedstawiać. Oprócz opisanego pięknego wyglądu, suczka była niebywale inteligentna i wierna nad życie. Archetyp psa, psujący pewnie nieraz humor właścicielom collie, którzy nieodmiennie muszą słuchać zachwytów nad ich „Lassie”. Opowieść o tym owczarku szkockim była potem eksploatowana na wszelkie możliwe sposoby. W telewizji oglądaliśmy seriale i filmy luźno nawiązujące do fabuły powieści… Można powiedzieć, że kino familijne o dzieciach i ich wiernych psach zawsze ociera się o historię z powieści Knighta. Trzeba przyznać, że to nośny temat.
Ja jednak zapamiętałam z książki malutką Toots.
„A Toots – Toots to numer, jakich mało, powiadał Rowlie. Teraz siedziała na koźle – malutka biała suczka, która mogłaby być pudlem, foksterierem, szpicem lub skye terierem: ale była nimi wszystkimi jednocześnie.” (tłum. Anna Przedpełska-Trzeciakowska)
Toots należała do obwoźnego garncarza. Znała mnóstwo sztuczek, które razem pokazywali ku uciesze dzieci. Także wierna, wyszkolona, mądra i odważna. Zapałałam do niej większą sympatią niż do sławnej Lassie. Pamiętacie, co się z nią stało? Nawet teraz nie lubię do tego wracać! W każdym razie trzeba o niej wspomnieć, gdy pisze się o Lassie.
Bohaterski pies-podróżnik – Lampo z „O psie, który jeździł koleją” Romana Pisarskiego
„Było to bardzo miłe kudłate psisko podobne trochę do szpica, a trochę do owczarka. Oczy miało wesołe i szelmowskie. Jedno ucho sterczało ostro do góry, drugie opadało w dół. Nadawało to psu pocieszny, a zarazem zawadiacki wygląd.”
Lampo był, jak zresztą wszystkie wymienione już książkowe psy, niesamowicie mądry. Rozumiał większość rzeczy, które mówili do niego ludzie. Zawsze wracał do człowieka, którego wybrał na pana, choć uwielbiał podróżować. Takiego psa trudno nie pokochać…
Kiedyś słyszałam opinię, że „tej książki nie powinno się kazać czytać dzieciom”. Fakt, jest wzruszająca, bo wszyscy pewnie pamiętamy, co stało się z Lampo na jej końcu. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, dzieciaki nie takie rzeczy oglądają i czytają. Jeśli poruszy je historia oddanego, kochającego kundelka – tym lepiej dla nich. I dla psów, które spotkają na swojej drodze.
Postaci psów z książek są zawsze mniej lub bardziej antropomorfizowane. Rozumieją ludzką mowę, wiedzą, co mają robić, kierują się jakimś celem – czy to dotarcie do domu czy ochrona swojego pana. Trudno nie zarzucić powieściom, że zniekształcają obraz psów – ludziom wydaje się, że psu trzeba „wszystko wytłumaczyć”, że „on wie i doskonale rozumie, o co chodzi”, a jeśli coś robi nie tak to dlatego, że jest „złośliwy” albo „robi coś w odwecie”. Takie przekonania wynikają zapewne z tego, że wiedzę czerpią właśnie z książek, seriali, filmów, a nie wgłębiają się w poradniki wychowania psów czy książki na temat ich biologii i psychologii. Pies nie jest w naszym mniemaniu zwierzęciem jako takim. Oczywiście „to tylko zwierzę”, ale też „powinien wiedzieć, że tak się nie robi”. Nie powiemy tego o ptaku, który narobił nam na parapet…
Mimo wszystko wydaje mi się, że powieści o czterołapach mają pewien aspekt edukacyjny. Choćby dlatego, że wywołują zainteresowanie psami. Rozwijają wrażliwość i uczą, że pies ma emocje, uczucia, że może cierpieć. Zwykle pojawia się w nich ktoś bezduszny – urzędnik, pracodawca, bogaty człowiek, rzezimieszek – kto chce psa skrzywdzić z różnych względów. Nieraz formalnych – Lampo nie powinien przebywać na kolei, bo na to nie zezwala naczelnik – czy finansowych – Lassie zostaje sprzedana ze względu na problemy z pieniędzmi jej właścicieli. Opowieści o psach jednoznacznie oceniają taką postawę: niemoralne jest ślepe posłuszeństwo wobec prawa, wykorzystywanie czyjejś złej sytuacji finansowej, używanie zwierząt do zarabiania pieniędzy czy chorej rozrywki (Biały Kieł był używany w psich walkach). W wyniku takich ludzkich postaw nasz ulubiony psi bohater cierpi. Jest tu tylko figurą, która ma wskazać dziecku, które zachowanie można zaliczyć jako etyczne i dobre, a które jest jednoznacznie złe. Nieraz brakuje tego we współczesnych pozycjach dla najmłodszych.
Bohaterowie pierwszych czytanych książek często towarzyszą nam przez całe życie. Ja cieszę się, że są to ofutrzone, merdające ogonem, wierne czworonogi. Właśnie dzięki nim zdarzało mi się wyciągnąć kanapkę z plecaka i podać bezdomnemu psu. I dzięki nim teraz mam swoje stadko całkiem realnych czterołapów, które wyganiają mnie właśnie na spacer w ten piękny dzień!